Pewnego wieczoru, gdy zaczęłam transmisję, wszystko szło gładko… aż do momentu, gdy kot postanowił przejąć kontrolę. Wskoczył na biurko, przesunął kamerę. W efekcie widzowie dostali piękny widok – nie na mnie, ale na mojego kota, który siedział DOKŁADNIE przed obiektywem, oblizując swoje 4 litery. Zorientowałam się dopiero po paru dziwnych komentarzach